Pierwsze koty za płoty

Data:

Jeszcze stosunkowo niedawno, na początku lat 90-tych (choć dla wielu to już zamierzchła przeszłość, gdzieś między wyjściem płazów z wody a ukrzyżowaniem Chrystusa) Warszawa była jedną z dwóch europejskich stolic, które nie miały metra. Drugą stolicą była Tirana. Dziś mamy już metro, skromne, jednonitkowe, ale jest. Istnieje nadal jednak kilka innych dziedzin, w których zapóźnienie cywilizacyjne daje o sobie znać. Ministerstwo Animacji jest tworem wysoko niepraktycznym i apolitycznym, więc nie będziemy ubolewać, drzeć szat i skarżyć się na temat błędów i wypaczeń w budowie autostrad, dekomunizacji, czy niszczeniu dobrych praktyk związanych z opieką społeczną przez elity rządzące w postsocjalistycznej RP. Nas porusza inny brak. Nie mamy własnej pełnometrażowej animacji CGI! Przyjrzyjmy się czy inne, jak nasza małe, europejskie kinematografie stanęły na wysokości zadania.

Doświadczenia znad Wisły

Na początku tego wieku wydawało się, że jesteśmy bliscy powstania rodzimej animacji CGI. Panowie Daniel Zduńczyk i Marcin Męczkowski, związani z wrocławską firma Virtual Magic usilnie pracowali nad filmem o tytule „Złote krople”, który miał wykorzystywać w znacznej części modele generowane komputerowo. Film jednak nigdy nie powstał i od 2000 roku nadal znajduje się w fazie produkcji. Nie zrażeni trudnościami panowie z Virtual Magic zaproponowali stworzenie pełnometrażowych przygód Tytusa Romka i A’Tomka jako animacji CGI (Computer Generated Image). Projekt, gdyby powstał jako animacja CGI, pewno dziś trącił by już mocno cyfrową myszką, ale prawdopodobnie i tak byłby ciekawszy od kompletnego nieporozumienia, jakiem była animacja 2D ze studia J&P; Gałysza. Film „Tytus, Romek i A’Tomek wśród złodziei marzeń” o wymowie antyreklamowej z wsadzonym bezceremonialnie ordynarnym product placementem w postaci wyrobów kulinarnych KFC (dla którego to koncernu pan Gałysz chętnie robił lukratywne reklamy w przeszłości) nie spodobał się widzom, jako owoc wyjątkowo zgniłego kompromisu.

Panowie Zduńczyk & Męczkowski w 2006 jeszcze raz sugerowali pierwszy polski długi metraż CGI, którym miał być „Kajko i Kokosz”.

Ponoć walizkę pieniędzy szykował hiszpański producent (jako że Hiszpanie mają dobre doświadczenia z animacjami CGI, o czym niżej). Temat ucichł po chłodnym przejęciu krótkiego metrażu jaki panowie Z&M; przygotowali jako forpocztę planowanej pełnometrażowej animacji. Naszym zdaniem ekranizacja tego kultowego komiksu wymaga zupełnie innego podejścia zarówno w warstwie narracyjnej jak i formalnej i nie nadaje się do cyfryzacji. Departament Długiego Metrażu Ministerstwa Animacji stoi na stanowisku, że warto zachować wyróżniającą się linearność konturów zaproponowaną przez Christę, autora komiksu, i pomyśleć o nieco ambitniejszych rozwiązaniach plastycznych wzorem np. znakomitej, brytyjskiej produkcji „Tajemnica księgi z Kells”.

„Hardkor 44” Bagińskiego?

Nadzieje na powstanie pełnometrażowej animacji rozbudził ponownie Tomasz Bagiński ze studia Platige Image. W wywiadzie dla Stopklatki w 2009 roku wspominał:

Mamy w studiu chyba pięć projektów na różnym etapie zaawansowania. Sam natomiast bardzo chciałbym, aby wypalił projekt pod roboczym tytułem "Hardkor 44" o Powstaniu Warszawskim, który podchodzi do tego wydarzenia w zupełnie inny sposób niż dotychczas o tym myślano, a mianowicie poprzez przekaz iście popkulturowy. Jest to tak naprawdę film akcji, a nie coś rozliczającego się z przeszłością. Ma to być efektowne kino rozgrywające się w tamtych czasach i opierające się bardziej na micie Powstania Warszawskiego niż na jego faktach. Ten projekt wydaje mi się obecnie najważniejszy (...) W ogóle mam wrażenie, że ludzie czekali na taki pomysł. Nie tylko ci mający pieniądze, ale też sami widzowie. Bo ile można kręcić nudne kino historyczne? Mamy jedną z najbardziej barwnych i ciekawych historii wśród narodów świata. Jesteśmy tak położeni na geopolitycznej mapie, że ciągle musieliśmy o coś walczyć. Może to zabrzmi okrutnie, ale dla kina jest to coś bardzo barwnego i chwytliwego, a co do tej pory wykorzystano jedynie, może w jakiś pięciu procentach.

Film ma szanse stać się pierwszą animacją 3D, choć z ostatnich doniesień wynika że wystąpią w nich aktorzy, a cała reszta będzie dziełem komputera (na wzór „300” Zacka Snydera). Bagiński mówił w tym enigmatycznie w samym wywiadzie, co potwierdził i później:

W scenach akcji musi wystąpić człowiek, nawet jeśli mają to być tylko niektóre ujęcia. Bez tego całość traci resztki wiarygodności. W tym filmie opowiadamy bajkę, mit. Bohaterami są twardziele nie mający wiele wspólnego z rzeczywistym światem, ale mimo to nie możemy zrezygnować z ludzi.

Trudno wyrokować kiedy film powstanie - biorąc pod uwagę, że tego typu produkcje w USA angażują jednorazowo ekipę ponad 200 ludzi na kilka lat, przy budżetach sięgających 80 mln $. Jeśli w ogóle, to nie przed 2015 rokiem.

Drugim projektem, na który Bagiński zwrócił uwagę jest "Babcia". Film otrzymał już znaczne dofinansowanie z PISF więc należy spodziewać się szczęśliwego finału. Opowiada on o pewnej emerytce, która zyskuje, na skutek działania kosmicznej mocy, zdolność zamieniania się w dwumetrowego włochatego diabła, co postanawia wykorzystać do walki z przestępczością. Może więc Babcia jako pierwszy polski metraż CGI?
Najpierw Ameryka... Południowa!

Pierwszym animowanym filmem pełnometrażowym CGI była brazylijska Cassiopeia (reżyseria - Clóvis Vieira, 1996). Jej premiera przeszła bez echa, gdyż skromna kampania reklamowa nie miała szans z nawałnicą promocyjną Toy Story, rozpętaną w tym samym czasie przez zniecierpliwionych producentów z USA, czekających na zwrot zainwestowanych w nią milionów. Toy Story uważa się powszechnie za pierwszą animację CGi na świecie (reżyseria - John Lasseter, USA).

Gdy opowieść o zabawkach poszukujących swego młodocianego właściciela święciła triumfy na dużym ekranie, w Japonii już trwały gorączkowe prace nad A.Li.Ce (reżyseria - Kenichi Maejima, 1999). Anime CGI z wyraźnie mangowo stylizownymi postaciami (nie tak upiornie silącymi się na realizm jak o wiele lat późniejszy Final Fantasy) w warstwie fabularnej nawiązująca do Terminatora czy Powrotu do przyszłości, w owym czasie zebrała garść pochlebnych recenzji.

Europa daje radę

Pierwszy raz pełnometrażowy film CGI wyprodukowany przez europejskie studio pojawił się w Hiszpanii w 2001 roku. Film El bosque animado (reżyseria - Ángel de la Cruz, Manolo Gómez, 2001) był ekranizacją popularnej w Hiszpanii powieści dla dzieci. Proekologiczny, familijny film ambitnie prezentuje nie łatwe do animowana leśne ekosystemy, które stanowią tło dla zmagań czeredy zwierząt z czyhającymi na ich skóry ludźmi.

L'uovo (reżyseria - Dario Picciau, 2003), czyli Jajo to pierwszy, włoski, średniometrażowy film zrealizowany techniką animacji komputerowej, będący obrazem zarówno odważnym, jak i nie pozbawionym uroku. Opowiada o spokojnie żyjącej, szczęśliwej parze, którą najpierw spotyka radość przyszłego rodzicielstwa i wspólne oczekiwanie na potomka, a potem druzgocący szok spowodowany narodzinami ... jaja! Maria przywiązuje się do stworzenia i otacza je czułością, ale Fabio całkowicie je odrzuca. Doprowadzi to do zaskakującego końca... Historia przypomina w zarysie surrealistyczny film Mały Otik Svakmajera, nawiązuje także do lynchowskiego koszmaru z filmu Eraserhead. Czyni to jednak nie epatując widza makabrą, ale wysmakowanym plastycznie kadrem. Film zdobył wiele nagród i nominacji na prestiżowych festiwalach animacji, w tym nominację na Festiwalu w Annecy 2003 w kategorii Best Film. Dziś nie wydaję się już niczym specjalnym, choć w chwili premiery był przełomem. Film miał polską premierę na organizowanym przez Fundację Animacja festiwalu Włoszczyzna w 2006r.

Duńska animacja Terkle i Knibe (reżyseria - Kresten Vestbjerg Andersen, Thorbjorn Christoffersen, Stefan Fjeldmarkia - Kresten Vestbjerg, 2004) trafnie oddaje klimat schyłku kultury europejskiej. Anty humanistyczny obraz prezentuje kloaczny humor generowany przez bohaterów - zastępy wyhodowanych przez neoliberalną popkulturę nastolatków. Bez kontaktu z ośmieszonym (jak chcą humaniści refleksyjni – zdekonstruowanym) systemem wartości rodziców przyjmują prokonsumencki styl życia i bez ładu i składu sklecają swe tożsamości z produktów masowej wyobraźni w oparach narkotyków i alkoholu. Przy tym filmie nasi Władcy Much czy wyczyny Beavisa & Buttheada to kino wartościowe i edukacyjne. Kompletne dno, a pod względem warsztatowym - siedem metrów mułu.

Kaena La propethie (reżyseria - Chris Delaporte, Pascal Pinon, 2003) to francusko-kanadyjska koprodukacja. Dla obu kinematografii debiut CGI. Olbrzymi statek kosmiczny rozbija się nad planetą. 600 lat później, wśród gigantycznego świata drzewa, zawieszonego nad planetą, jego mieszkańcy z mozołem zbierają sok z gałęzi dla czczonych przez siebie bogów. Tylko młoda Kaena potrafi mentalnie wyjść poza wierzenia swego ludu, przeczuwając istnienie innego świata. Pewnego dnia, po sprzeniewierzeniu się Wielkiemu Kapłanowi, Kaena ucieka. Budzi się na tajemniczym statku kosmicznym... Film dla starszych widzów, o nieco zawiłej narracji podobnej do tej jaką lubią nas raczyć twórcy anime. Pełen jest odniesień do mitologii ludów Afryki i chrześcijaństwa, a w warstwie wizualnej przypomina Katedrę Bagińskiego, a niektóre projekty postaci pomysły Gigera do Aliena. To film dla wielbicieli sci-fi; miał swą polską premierę na Festiwalu Francuskich Animacji w 2004 roku w Józefowie pod Warszawą organizowanym przez Fundację Animacja.

Kompletnym fiaskiem okazała się pierwsza animacji kinematografii fińskiej. Film Keisarin salaisuus (reżyseria - Riina Hyytiä, 2006) o grupie wieśniaków skonfliktowanych z potężnym cesarzem wynudził i zirytował Finów.

Tylko trochę lepiej wypadł, produkowany przez 9 lat film z Norwegii pt. Slipp Jimmy fri (reżyseria - Christopher Nielsen, 2006). Film okazał się zbyt naturalistyczny w warstwie wizualnej, choć stylistycznie spójny. Nie śmieszył, choć miał być komedią. Fabuła koncentruje się wokół ucieczki cyrkowego słonia, na którego życie czyha kilka grup interesariuszy.

Szwedzi poszli po najmniejszej linii oporu i w tym samym 2006 roku pokazali trzecią cześć serii o małym miśkowatym stworzeniu Hugo (z czego dwie pierwsze były 2D). Film Jungledyret Hugo: Fræk, flabet og fri (reżyseria, Jørgen Lerdam, 2006) odniósł największy sukces ze skandynawskich pierwszych animacji CGI.

Zupełnie nieźle przygodę z pełnym metrażem zaczęły kraje byłej demokracji ludowej.

Zobacz fotosy i linki do trailerów. O pierwszych animacjach na Węgrzech, w Czechach i Rosji, a także o najnowszych hitach CGI z Europy czytaj na stronie facebookowej Ministerstwa Animacji
https://www.facebook.com/notes/183147071758053/